Festiwal Nauki, Techniki i Sztuki w Łodzi
Relacje z Festiwalu
Relacje z Festiwalu
wtorek, 08 kwietnia 2014 09:07

7 kwietnia

 

 

Laboratorium głosu – czyli jak nie mówić, żeby dobrze mówić…

Grupa ochotników, którzy chcieli poznać sztukę świadomego operowania swoim głosem, spotkała się 7 kwietnia w Poleskim Ośrodku Sztuki na warsztatach z emisji głosu. Dwugodzinne zajęcia na dobre otworzyły aparaty mowy uczestników.

 

Niespodziewany start

Na początek rozgrzewka, taka prawdziwa gimnastyka, jaką każdy z nas pamięta ze szkoły. Nie brakowało skłonów, wymachów, ćwiczeń oddechowych i rozciągających. Pojawiły się nawet ciosy Taijiquan (chińska sztuka walki – przyp. red). Co to ma wspólnego z mówieniem i emisją naszego głosu? Okazuje się, że bardzo wiele. Dobra rozgrzewka wpływa korzystnie na pracę przepony i ukrwienie narządów mowy. Bardzo ważne są również ustawienie ciała i postawa, która albo będzie nam sprzyjała podczas naszego przemawiania, albo pogrzebie szanse na prawidłową emisję głosu. Jeżeli dołożymy do tego wszystkiego jeszcze chwilę relaksu za sprawą jogi, to możemy już być prawie pewni, że jesteśmy gotowi do profesjonalnego wydawania z siebie dźwięków.

 

Rezonatory poszły w ruch

            Każdy się nimi posługuje, ale nie każdy o tym wie. Rezonatorami głosowymi   nazywamy te przestrzenie, które spełniają funkcję udźwiękowienia i wzmocnienia głosu, czyli jama ustna i nosowa, przestrzeń międzyżebrowa, klatka piersiowa i przewód oddechowy. Ich ścisła współpraca jest niezbędna do powstania idealnego dźwięku. Opanować tę sztukę dzięki odpowiednim ćwiczeniom próbowali uczestnicy warsztatów. Kierowali wydobywające się dźwięki w różnych kierunkach na linii góra – dół i przód – tył, co zaowocowało wołaniem nieobecnych przechodniów, uciekających psów, grupy turystów czy robotników zawieszonych gdzieś wysoko na drabinie.

 

Autoprezentacja głosu

            Warsztaty zakończyły się najtrudniejszym w ocenie grupy ćwiczeniem, czyli krótką przemową. Swoją uwagę należało skoncentrować na jednym punkcie i modulować swój głos, zaczynając od tonu spokojnej rozmowy, kończąc zaś na podniesionym głosie kierowanym do wcześniej wspomnianego oddalonego punktu. Takie zadanie pozwala na poznanie możliwości skali swojego głosu i pomaga w jego opanowaniu. Kreatywność warsztatów udzieliła się wszystkim uczestnikom, którzy do ćwiczenia wykorzystali barwne historie, opisy przyrody, teksty piosenek czy fragmenty poezji.

 

Relację z imprezy przygotował

Mateusz Słonecki (Dziennikarskie Koło Naukowe)

 


 

Wojna marek

 

Jaką bronią walczysz, od takiej giniesz

Czy to przysłowie sprawdza się również na polu walki wielkich gigantów w social media? Dobre pytanie! Na warsztatach pt. Wojna marek Klaudia Starnawska z Dziennikarskiego Koła Naukowego Uniwersytetu Łódzkiego zaprezentowała wojny prowadzone przez znane przez wszystkich marki spożywcze, elektroniczne i samochodowe. Na samym początku padło pytanie od prowadzącej, czym jest wojna marek. Uzyskano różne odpowiedzi: walczące ze sobą duże firmy, konkurencja i walka o klienta, forma promocji obu marek. Każdy uczestnik próbował zdefiniować, czym tak naprawdę jest wojna. Odpowiedź była bardzo prosta, aczkolwiek niejednoznaczna. Okazuje się, że z problemem wojny marek stykamy się już od dawien dawna. Jak twierdzi Klaudia Starnawska, prawdopodobnie wszystko zaczęło się od sporu Pepsi z Coca-Colą, który trwa do dziś. Walka o klienta, zwiększone liczby odsłon witryn internetowych, mówiąc kolokwialnie, danie sobie pstryczka w nos – to cele, a także i przyczyny takich wojen.

 

Nieważne, jak mówią, byleby mówili…

Głównym problemem warsztatów było odnalezienie celu wzajemnych ataków wiodących na rynku firm. Zastanawiający jest powód tych potyczek. Odpowiedź jest prosta – promocja. Może nie jest to żaden prestiż, ale jeśli cel jest osiągnięty (w tym wypadku przypomnienie o sobie bądź czysta prowokacja), może mieć to korzystny oddźwięk w przyszłości. Ale czy na pewno? Czy w takich wojnach istnieje zwycięzca i przegrany? Takie pytanie również padło podczas warsztatów. Jedna z uczestniczek odpowiedziała, że trudno to stwierdzić, bo trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć, czym tak naprawdę jest zwycięstwo. Marki właściwie konkurują ze sobą, która z nich jest lepsza. – Marki walczą jak na prawdziwym ringu, nie spuszczają z oczu przeciwnika. Przede wszystkim liczy się czas, akcja i reakcja – im szybciej firma zareaguje, tym dłużej utrzyma się w grze o klienta, swoje dobre imię, a także wykaże się kreatywnością. Fani danych marek również uczestniczą w wojnach, co pokazane zostało na przykładzie wojny Audi i BMW czy Samsunga z Microsoftem.

 

Gdzie jest granica wojny marek?

Uczestnikom nie udało się określić tej granicy. Okazuje się, że jest to bardzo cienka linia, która jest trudna do zdefiniowania. Wiele zależy od czynników, które wpływają na reakcje i zaczepki konkurencyjnej firmy.

Zwieńczeniem warsztatów była żywa dyskusja na temat dwóch reklam – firmy Google i Microsoft – a także ćwiczenie, w którym uczestnicy musieli wykazać się kreatywnością – zostali podzieleni na dwie grupy i mieli za zadanie zainscenizować wojnę wybranych przez siebie marek. W szranki stanęły Durex i Unimil. Kto wygrał? Durex hasłem: My nie pękamy. Czy to wzwody czy rozwody.

 

Relację z imprezy przygotowała

Julia Cieślińska (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

 

Prezentacja techniki barwnego drzeworytu japońskiego – MOKUHANGA

 

Gejsze i samuraje po łódzku

            Historię i technikę tworzenia drzeworytów, z lekcją poglądową pokazującą najlepsze dzieła japońskiego drzeworytnictwa, można było poznać od podszewki w dniach 7-9 kwietnia w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych.

 

Od prostych grafik po druk wielobarwny

Tworzenie drzeworytów do najprostszych nie należy – do takiego wniosku można dojść po serii wykładów i warsztatów związanych z jedną z trudniejszych form malarskich na świecie. Tutaj nie wystarczy talent, każdy obraz wymaga zrobienia dokładnej co do milimetra matrycy, a i nakładanie farby musi być szybkie i precyzyjne, by odbitka wyszła dokładnie taka, jak powinna. Jednak nie bez powodu Japończycy uważani są za mistrzów dokładności i dążenia do doskonałości. Japońskie barwne drzeworyty Moku Hanga, pokazywane przez Tomasza Kawełczyka, są tego wyraźnym dowodem. Japońscy wojownicy, delikatne gejsze, ptaki na ukwieconych gałęziach czy niezliczone widoki na górę Fudżi naprawdę potrafią zachwycić swoim kunsztem i perfekcją wykonania.

 

Warsztaty dla wytrwałych

Prezentacja technik barwnego drzeworytu odbywała się przez trzy kolejne dni, jednak nie był to powtarzany wykład, a cykl warsztatów, podczas których uczestnicy mogli zapoznać się nie tylko z ogólnymi informacjami o historii, narzędziach i materiałach związanych z japońskim drzeworytnictwem, ale również spróbować własnych sił w tej niecodziennej sztuce. Demonstracja czynności związanych z procesem przygotowywania matrycy graficznej i przenoszenia rysunku zakończona była drukowaniem odbitek graficznych, a przybyli na warsztaty uczestnicy mogli własnoręcznie stworzyć obraz w technice Moku Hanga.

Warsztaty mogły stać się przyczynkiem do zainteresowania nową techniką, szczególnie dla studentów uczelni plastycznych. Dla innych był to świetny sposób na dowiedzenie się czegoś nowego o fascynującej kulturze Kraju Kwitnącej Wiśni.

 

Wystawa autorska

Ukoronowaniem warsztatów była niewielka wystawa autorska Tomasza Kawełczyka, na której prezentowane były obrazy wykonane techniką barwnego drzeworytu m.in. podczas jego pobytu w Japonii w ramach programu Artist-In-Residence.

 

Relację z imprezy przygotowała

Anna Szumacher (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)


 

 8 kwietnia

 

 

Playing and learning: nauka poprzez zabawę

 

JAK POŁĄCZYĆ PRZYJEMNE  Z POŻYTECZNYM, CZYLI O NAUCE NA WESOŁO SŁÓW KILKA

 

Nie od dziś wiadomo, że wraz ze wzrostem temperatury na zewnątrz nasze chęci do pracy maleją. Trudno skupić się na wykładzie czy nauce do egzaminu, kiedy przez otwarte okno wpadają gorące promienie słoneczne wraz z ciepłym, lekkim wietrzykiem. I co tu zrobić? Wyjść i posiedzieć ze znajomymi? Czemu nie! Tylko co z tą pracą? Dr Joanna Cewińska z Wydziału Zarządzania UŁ pokazała 8 kwietnia licealistom, jak połączyć przyjemne z pożytecznym.

Edutainment, termin pochodzący z połączenia dwóch angielskich słówek education oraz entertainment, to właśnie sposób na nudne wkuwanie. Podczas wykładu dr Cewińska skupiła się przede wszystkim na jednej z jego gałęzi – grywalizacji (gamifikacji), w której chodzi przede wszystkim o wykorzystanie mechaniki gier. – Potrzebujemy różnorodnych bodźców, żeby zaangażować się w jakieś zadanie – tłumaczyła prowadząca. W grywalizacji będą to różne poziomy trudności zadań, rywalizacja indywidualna czy też między grupami. Może to także być współpraca, dzięki której szybciej osiągniemy założony cel. Niezbędne są stałe elementy każdej gry, tj. rankingi (osób lub grup) czy system nagradzania. Jak widać, niektóre z tych składowych są wykorzystywane w szkołach, a jednak trudno nam przysiąść do notatek.

A wszystko przez brak równowagi pomiędzy frustracją a nudą. Zestresowani nawałem nauki i widmem kolejnej złej oceny, nie potrafimy czerpać przyjemności ze zdobywania wiedzy. Brakuje nam flowu, luzu, swobody. Grywalizacja bazuje na koncepcji flow. Jej twórcą jest Mihály Csíkszentmihályi – węgierski psycholog, który w wieku 22 lat wyemigrował do Stanów. Flow to stan między euforią a satysfakcją, uzyskiwany dzięki maksymalnemu skupieniu i zaangażowaniu w wykonywaną czynność. Dodatkowo zadanie to musi być dostosowane poziomem do naszych umiejętności. Właśnie po to, żeby uzyskać wspomnianą już równowagę między nudą (gdy zadanie jest zbyt łatwe) a zdenerwowaniem (gdy okazuje się za trudne).

Dr Cewińska zaprezentowała uczestnikom serię gier, które – jak przyznała – wykorzystują nawet studenci. Licealiści zostali podzieleni na cztery grupy i zaczęła się zabawa.

 

Galeria zdjęć

 

Relację z imprezy przygotowała

Małgorzata Cieślak (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)


 

Mapy przestępczości w Łodzi. Gdzie kradną, a gdzie biją?

 

ŁÓDŹ (NIE)BEZPIECZNA

Morderstwa, pijani kierowcy, a nawet kradzieże tramwajów. Takie rzeczy tylko w Łodzi? Tak właśnie twierdzi opinia publiczna, Łódź bowiem uchodzi za najniebezpieczniejsze miasto w Polsce. – To nieprawda – mówił dr Stanisław Mordwa, który prowadził wtorkowy wykład poświęcony tematyce przestępczości.

 DSC0218
 

Obalając stereotypy

 Wykład „Mapy przestępczości w Łodzi. Gdzie kradną, a gdzie biją?” odbył się 8 kwietnia na Wydziale Nauk Geograficznych Uniwersytetu Łódzkiego. Dr Stanisław Mordwa już na wstępie oznajmił, że Łódź jest miastem niebezpiecznym jedynie stereotypowo. Trzecia co do wielkości aglomeracja plasuje się dopiero na dwunastym miejscu na mapie przestępczości. Prześcigają ją m.in. Warszawa, Trójmiasto, Katowice, Wrocław i Kraków, czyli miasta, które mogą uchodzić za spokojne. – Im więcej ludzi, tym więcej przestępstw – mówił prowadzący i tłumaczył, że wysokie natężenie wykroczeń i zbrodni to domena wszystkich dużych miast.

Punkty zapalne

To, że Łódź nie jest szczególnie niebezpieczna, nie oznacza, że możemy spać spokojnie. W mieście znajdują się bowiem obszary o wysokim natężeniu przestępstw. Są to przede wszystkim centrum, stare miasto (Bałuty, Polesie), ale także tereny poprzemysłowe, zdezorganizowane, jak Teofilów Przemysłowy czy Dąbrowa Przemysłowa. – Duże zagrożenie są także na Zdrowiu – dodawał dr Mordwa. Do przestępstw nie dochodzi jednak najczęściej w parkach czy przejściach podziemnych, jak odpowiedziała na pytanie prowadzącego jedna z uczestniczek wykładu. – To w mieszkaniach odbywa się najwięcej zbrodni – mówił Mordwa. Okazało się także, że to ludzie młodzi są bardziej skłonni do przestępstw. Nie jest to jednak tylko łódzka specyfika, taką tendencję można zaobserwować na całym świecie.

Nie taka zła

Wykład, choć dość statyczny, był interesujący. Dr Mordwa potwierdzał wszystkie wnioski i założenia danymi statystycznymi. Wystąpienie urozmaicone grafiką, mapami i wykresami spotkało się z pozytywną reakcją uczestników. – Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy – stwierdziła Ola, jedna z słuchaczek. – Cieszę się, bo dostałam solidne potwierdzenie, że moje rodzinne miasto wcale nie jest takie niebezpieczne – dodała jej koleżanka Paula. Pod koniec wykładu można było bowiem wysnuć jeden główny, bardzo pozytywny wniosek – nie taka Łódź zła, jak ją malują.

Relację z imprezy przygotowała

Paulina Gwadera (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

Magia sztuki radiowej – warsztaty słuchowiskowe

 

Warsztaty zostały poprowadzone przez dr Joannę Bachurę-Wojtasik oraz mgr Natalię Kowalską. Rozpoczęły się 8 kwietnia punktualnie o godzinie 10:00. Uczestniczyły w nich dzieci ze szkoły podstawowej, które zostały podzielone na dwie grupy. Ich zadaniem było stworzenie w ciągu dwóch godzin bajkowej opowieści i zrealizowanie jej w postaci słuchowiska. Dzięki pomocy prowadzących uczestnicy napisali cały scenariusz oraz wykonali oprawę dźwiękową niezbędną dla słuchowiska. Cała kuchnia dźwiękowa została przygotowana z przedmiotów codziennego użytku, takich jak kubek z wodą czy klucze. Po wykonaniu zadania wszyscy wspólnie odsłuchali nagrania. Na pytanie jednej z opiekunek, czy warsztaty się podobały, dzieci chórem odpowiedziały: „tak!”. Dr Bachura-Wojtasik stwierdziła, że celem zajęć było zadziałanie na wyobraźnię uczestników, a także zapoznanie ich ze sztuką audialną i pokazanie, że sztuka bez scenografii wizualnej istnieje i również jest ciekawa.

Relację z imprezy przygotował

Artur Kwapis (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

We leren Nederlands! – Język niderlandzki dla początkujących

 

Język Spinozy, Maty Hari, Erazma z Rotterdamu i Leo Beenhakkera, a także malarzy – Rembrandta, van Gogha i Mondriaana. Język kraju tulipanów, chodaków i wiatraków, a także język zapalonych rowerzystów i miłośników sera, czyli niderlandzki.

 

„Godemorgen!” – tymi słowami 8 kwietnia w Instytucie Filologii Germańskiej Uniwersytetu Łódzkiego rozpoczęły się warsztaty z języka niderlandzkiego dla początkujących. Każdy, kto przyszedł na spotkanie, miał szansę posmakować tego języka i doświadczyć w praktyce, jaki naprawdę jest. Dzięki dr Beacie Grzeszczakowskiej-Pawlikowskiej uczestnicy dowiedzieli się m.in. jak się przedstawić, jak spytać się o narodowość, jak dowiedzieć się, skąd pochodzimy i czym się zajmujemy, jak liczyć.


 

Co ciekawe, język niderlandzki wykazuje duże podobieństwo do niemieckiego, zwłaszcza pod względem gramatyki. Sporo słówek będzie brzmiało swojsko również dla osób znających angielski. Dlatego uczestnicy, którzy znali chociaż podstawy obu języków, mogli w miarę szybko dostrzec i wykorzystać podobieństwa językowe. Ponadto dzięki interakcji przybyłych z prowadzącym każdy z nich już po paru minutach potrafił powiedzieć kilka zdań o sobie.

 

Niderlandzki jest wciąż językiem niszowym. Osoby chcące się go uczyć muszą się trochę wysilić, zanim znajdą szkołę językową oferującą kurs. Pomóc im w tym może konkurs „Młodzi w Łodzi – językowzięci”, dzięki któremu studenci, którzy ukończyli co najmniej I rok studiów, a także absolwenci, którzy nie ukończyli jeszcze 35. roku życia, mogą rozpocząć naukę jednego z sześciu niszowych języków, w tym niderlandzkiego. Warunkiem jest uzyskanie średniej minimum 4,5 oraz wypełnienie formularza. Laureaci otrzymają dofinansowanie w wysokości ok. 85% ceny kursu trwającego 2 semestry nauki (tj. łącznie 120 godzin szkoleniowych). Rekrutacja do IV edycji zostanie przeprowadzona w terminie 12--30 maja br.

 

Czy warto się uczyć niderlandzkiego? To zależy. Obecnie staje się coraz bardziej popularny, zwłaszcza w małych firmach. Co więcej, na pewno warto poznać jego podstawy, jeśli ktoś zamierza zostać w Holandii na dłużej. Trzeba przyznać, że nawet początkowe próby porozumiewania się po holendersku budzą ogromną sympatię i ułatwiają kontakt. Nawet za kilka wydukanych słów często dostaniemy życzliwy uśmiech i komplement, co bardzo motywuje do dalszej nauki.

 

Podsumowując: dobra, przemyślana organizacja zajęć, zaangażowani uczestnicy, a także sympatyczna atmosfera pozytywnie wpłynęły na przebieg warsztatów. Wszyscy biorący udział byli zadowoleni i myślę, że wielu z nich z chęcią przystąpiłoby do lekcji nr 2.

 

Relację z imprezy przygotował

Dawid Piątkowski (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

9 kwietnia

 

 

 

Zarządzanie stresem, czyli jak budować wewnętrzną siłę?

Jak na nasz organizm działa ciągły stres? Warsztaty poświęcone tej tematyce poprowadziła 9 kwietnia dr Anna Rogozińska-Pawełczyk. Przybyło wielu chętnych, którzy aktywnie uczestniczyli w zajęciach. Trwały tylko 45 minut, ale czas był efektywnie przepracowany przez młodzież, która zdobyła wiele wartościowych informacji.

 

Zajęcia rozpoczęły się krótkim zadaniem, które polegało na dorysowaniu części rysunku, propozycji było wiele, ale wszystkie obracały się wokół jednego tematu. Młodzież poznała odpowiedzi na pytania: Czym jest stres? Czy potrafimy go zlokalizować? Czy potrafimy nad nim zapanować? Później uczestniczy sami identyfikowali siebie, sprawdzając, czy są na niego podatni. Jak się okazało, znaczna część słusznie znalazła się na zajęciach.

 

Przybyli dowiedzieli się, że stres to między innymi dynamiczna reakcja adaptacyjna, która skłania do podjęcia działań zaradczych, mających przywrócić stan równowagi. Następnie nazywali zachowania, jakie towarzyszą nam w stanie stresu. Uczestnicy nauczyli się też, jak w odpowiedni sposób zapanować nad emocjami i zlokalizować źródło stresu.

 

W drugiej części zajęć rozpoczęła się dyskusja, jak radzić sobie i co dzieje się z naszym organizmem w sytuacjach stresowych. Problem ten rozpatrywali na znanym wszystkim przykładzie wywodzącym się ze szkoły, gdy ucznia z niewiadomych powodów wzywa wychowawczyni. Uczestnicy nazywali emocje, jakie wtedy im towarzyszą. Zebrani poznali również dwa rodzaje stresu, mobilizujący eustres i negatywny dystres.

 

Ostatnią częścią zajęć było przedstawienie symptomów stresu, a także ich źródeł. Uczniowie dowiedzieli się, jak podzielić swój plan dnia, aby jak najlepiej go wykorzystać. Ostatnie kilka minut było poświęcone kolejnemu zadaniu, podczas którego młodzież przez minutę miała wypisać jak najwięcej swoich pozytywnych cech, zadana praca domowa związana była z dopisywaniem codziennie kolejnej.

 

Relację z imprezy przygotowała

Michalina Fulara (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

 

Zawód psycholog – kto to taki, jak nim zostać…?

 

Psycholog – kto to taki? Jak nim zostać? Gdzie pracować po studiach? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań poznała grupa ochotników przybyłych 9 kwietnia na warsztaty w ramach Festiwalu Nauki, Techniki i Sztuki. Na samym początku, jak to na warsztatach bywa, integracja. Znane nam już ze szkoły, kiedy to po raz pierwszy odbywały się zajęcia, karteczki z imionami. Gdy cała grupa się już poznała, przeszliśmy do głównej części spotkania, czyli dyskusji i wymiany poglądów na temat zawodu psychologa. Zajęcia zostały podzielone na trzy części: integracja, wiedza teoretyczna i praktyczna o zawodzie psychologa oraz złudzenia, czyli interpretacja subiektywna rzeczywistości.

 

Młodzież z zaciekawieniem słuchała i bardzo chętnie zadawała pytania. Najbardziej zainteresowały ją eksperymenty prowadzone w Stanach Zjednoczonych przez znanych psychologów, jak eksperyment więzienny przeprowadzony przez Philipa Zimbardo, który umieścił chętnych studentów w więzieniu, chcąc sprawdzić, czy ludzie są źli czy może nieodpowiedniego zachowania uczą się w danej sytuacji. Wyniki były zaskakujące, otóż już po kilku pierwszych dniach studenci nauczyli się zachowań asocjalnych, a eksperyment trzeba było przerwać. Nie brakowało również zajęć praktycznych, podczas których młodzież wyjaśniała, czym zajmują się przedstawiciele zawodów powiązanych z psychologią. Określała także, jaką rolę odgrywa psycholog w poszczególnych zakładach pracy, na przykład w policji.

 

W następnej części warsztatów uczestnicy obalali stereotypy związane z zawodem psychologa. Wśród zgromadzonych znalazły się osoby, które swoją przyszłość chciałyby związać z psychologią. Nie zabrakło czasu, aby zidentyfikować, na czym polegają poszczególne fobie, np. anxiofobia czy chronofobia, zgromadzeni uczyli się je rozróżniać poprzez dopasowywanie zdjęć do nazw.

 

Ostatnia część zajęć została przeznaczona na zrozumienie złudzeń. Uczniów niebywale zainteresował ten końcowy element spotkania. Z chęcią odpowiadali na pytania, co widzą na danym rysunku. Największe zainteresowanie wzbudziło znane wszystkim bardzo dobrze złudzenie „figura czy tło”, kogo widzisz na ekranie: młodą czy starą kobietę, kielich czy dwie twarze?

 

Uczestnicy dowiedzieli się także, w jaki sposób dostać się na psychologię, gdzie studiować, co wiąże się z ukończeniem tego kierunku. Poznali również dostępne specjalizacje, które zostały ogólnie omówione. Pozostały czas przeznaczony został na wypełnienie ankiety oraz testu, aby sprawdzić, ile wartościowych informacji zapamiętali goście. Okazało się, że zdobyli oni mnóstwo nowej wiedzy.

 

Młodzież była bardzo zadowolona z zajęć, podczas których zostały rozwiane wszelkie możliwe wątpliwości.

 

Relację z imprezy przygotowała

Michalina Fulara (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)


 

Cywilizacja i kultura Japonii

 

皆さん、こんいちわwitamy w Japonii

 

皆さん、こんいちわ (czyt. Minasan konnichiwa, czyli dzień dobry wszystkim) – tymi słowami sensei Masakatsu Yoshida rozpoczął kolejne warsztaty w trzecim już dniu  Festiwalu Nauki, Techniki i Sztuki. Odbyły się one na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych i cieszyły się ogromnym zainteresowaniem przede wszystkim wśród licealistów.

japonia 01

 

Chociaż tematem przewodnim była szeroko pojęta cywilizacja i kultura Japonii, o niej samej niewiele można było się dowiedzieć. Po kilkuminutowym wstępie sensei Yoshida przeszedł do części praktycznej. Być może taki był zamysł pomysłodawców, a być może (i skłaniam się ku tej wersji), wiedząc, jak trudno jest skupić uwagę młodego słuchacza na dłużej niż pięć minut, prowadzący postanowili zamienić rolę publiczności z biernego słuchacza na czynnego uczestnika.

Najpierw uczestnicy warsztatów musieli zmierzyć się z trudną sztuką origami. Sensei Yoshida, wspomagając się slajdami, krok po kroku pokazał, jak z kawałka papieru złożyć malutki lampion w kształcie ostrokąta, który zamiennie można stosować jako opakowanie na prezent dla kogoś bliskiego. Wszyscy ochoczo zabrali się do pracy. Ci, którzy nie usłyszeli instrukcji dyktowanych przez senseia, mogli liczyć na pomoc jego studentów. Wkrótce było widać pierwsze efekty.

japonia 02japonia 03

Mając już pudełko na upominek dla bliskiej osoby, sensei postanowił przybliżyć nam sztukę kaligrafii. Wielu „internetowych mędrców” twierdzi, że aby pisać po japońsku, wystarczy pomalować flamastrem makaron z zupek chińskich i odcisnąć na białej kartce papieru. Nic bardziej mylnego. Do kaligrafowania potrzebujemy maty (kawałek białego materiału), na którą kładziemy kawałek papieru, pędzel ( fude), tusz ( sumi), naczynie z wodą do rozpuszczania tuszu (水入れ mizu-ire) oraz kamień do rozcierania tuszu ( suzuri), który dzisiaj zastąpił nam plastikowy talerzyk. Zanim na nowo zaczęła się zabawa, sensei Yoshida zwrócił uwagę, że w momencie pomyłki nie można nic poprawić czy przekreślić. – To jak z życiem, trzeba ciągle iść do przodu – tłumaczył.

japonia 04

Celem było napisanie po japońsku sakura, co oznacza drzewo wiśni. Na to wyrażenie składają się dwa znaki: . Znak po lewej oznacza drzewo, drugi natomiast – kobietę. Jeszcze tylko ostatnie instrukcje na temat pozycji, w jakiej powinno się pisać, czyli wyprostowane plecy, lewa ręka trzyma papier, a prawą praktycznie go nie dotykamy (żeby nie rozmazać tuszu). I najważniejsze podczas kaligrafowania: pędzel trzymamy pionowo w stosunku do papieru.

 japonia 05japonia 06

 

Czas upłynął bardzo szybko i nagle trzeba było robić pożegnalne zdjęcia. Kto nastawił się na klasyczny wykład na temat cywilizacji i kultury Japonii, mógł być bardzo pozytywnie rozczarowany. Myślę, że po tak dobrej zabawie wielu uczestników trochę bardziej zainteresowało się Krajem Kwitnącej Wiśni.

japonia 07
 

 

Relację z imprezy przygotowała

Małgorzata Cieślak (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

 

 

Kryminalne zagadki Uniwersytetu Łódzkiego - zostań Sherlockiem Holmesem

 

CSI – kryminalne zagadki Łodzi

 

Kilka grup uczniów z różnych szkół mogło na jeden dzień stać się detektywami, którzy badali tajemnice morderstwa. To wszystko dzięki warsztatom, podczas których uczestnicy dowiedzieli się, jak wygląda dochodzeniowa praca antropologa i prawnika w postępowaniu karnym.

Zajęcia te odbyły się 9 kwietnia w Katedrze Antropologii Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska. „Kryminalne zagadki Uniwersytetu Łódzkiego – zostań Sherlockiem Holmesem” – tym tytułem organizatorzy przyciągnęli do siebie kilka grup uczniów ze szkół podstawowych i gimnazjów. Zgodnie z planem wszystko ruszyło o godzinie 9:00. Warsztaty zostały podzielone na dwie części.

W pierwszej wszyscy stali się świadkami zbrodni wnuczka, który najpierw zamordował swojego dziadka w celu przywłaszczenia sobie jego renty, a później udusił sąsiadkę, która przyłapała go na gorącym uczynku. Tą historią członkowie Studenckiego Koła Kryminalistyki UŁ wprowadzili uczestników w świat zbrodni oraz uchylili rąbka tajemnicy o pracy rodem z serialu telewizyjnego. Na początku prowadzący opowiedzieli przybyłym, jak rozpoznać przyczynę zgonu oraz jego czas. Decydowały o tym różnego rodzaju zmiany na ciele denata. Zostały one podzielone na: wczesne (np. plamy opadowe), późne (gnicie) i utrwalające (zeszkieletowienie, mumifikacja lub przemiana torfowa). Przedstawiono również, w jaki sposób śledczy zbiera dowody i zabezpiecza miejsce zbrodni oraz co dokładnie zawiera walizka kryminalistyka. Prowadzący opowiedzieli również m.in. o błędach popełnianych w serialach z serii „CSI”, w których przykładowo łuski po nabojach pobierane są metalowymi cążkami (a powinny być użyte plastikowe, by nie zarysować pocisków). Uczestnicy mieli również okazję pobrać własne odciski palców. Gimnazjalistom zajęcia wzbogacono o zawierający więcej szczegółów pokaz slajdów.

Nie były to pierwsze warsztaty zaprezentowane przez członków Studenckiego Koła Kryminalistyki. – Nasze koło działa już od 11 lat. Organizujemy bardzo dużo eventów typu wyjścia do zakładu medycyny czy prelekcje. Prowadzimy jeszcze zajęcia w ramach „Uniwersytetu Łódzkiego dla Dzieci” i cieszą się one bardzo dużą popularnością. Z roku na rok dzieciaków przybywa, a ostatnio otrzymaliśmy informację, że na nasze zajęcia jest się trudno dostać – powiedział Jakub Garbacz, wiceprezes koła oraz jeden z prowadzących warsztaty.

Druga część warsztatów została poprowadzona przez „Antropołowców”, czyli członków Koła Antropologów Uniwersytetu Łódzkiego. Tutaj odbyły się zajęcia rodem z serialu „Kości”, podczas których uczestnicy mogli przyswoić wiedzę o rozpoznawaniu przyczyny zgonu, wieku i płci ofiary ze szczątek szkieletu. Dzieci ze szkół podstawowych miały okazję zobaczyć ludzkie kości i czaszki, a nawet ich dotknąć (oczywiście zabezpieczając swoje dłonie rękawiczkami). Jednym z zadań były „antropologiczne puzzle”, czyli rozsypane kości, z których uczestnicy musieli złożyć cały szkielet. Najmłodsi przybysze mieli nie lada frajdę z antropologicznej części zajęć. – W warsztatach najbardziej spodobało mi się dotykanie i oglądanie kości – powiedział młody uczestnik. Wszyscy biorący udział wychodzili z budynku uśmiechnięci, a niektórzy nawet chcieliby wykonywać zawód kryminalistyka bądź antropologa. – Podobało mi się zbieranie odcisków swoich palców, więc w sumie chciałbym to robić – stwierdził uczestnik z grupy gimnazjalnej.

Zdjęcia z imprezy

 

Relację z imprezy przygotowali

Marcin Szcześniak i Dawid Piątkowski (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

 

Wpływ konstrukcji ubioru na finalną jakość wyrobów odzieżowych

 

Dla niektórych moda może być czymś niewartym uwagi, ale jak mówi mgr inż. Elżbieta Ostrowska: „Wszyscy chcemy ładnie wyglądać i nosić ładne rzeczy, a ubiór ma nas zdobić, a nie szpecić”.

Projektant – zawód nie tak łatwy, jak myślimy

Wykład dotyczący wpływu konstrukcji ubioru na finalną jakość wyrobów odzieżowych odbył się 9 kwietnia 2014 r. w Domu Technika przy ulicy Tuwima w Łodzi. Poprowadziła go mgr inż. Elżbieta Ostrowska. Publiczność składała się głównie z osób starszych oraz młodzieży z Technikum Odzieżowego w Łodzi. Wykład był adresowany głównie do wspomnianych uczniów, którzy w przyszłości być może będą wykonywali zawód projektanta.

Mgr inż. Elżbieta Ostrowska w swojej prezentacji na temat konstrukcji ubioru udowodniła nam, że zawód projektanta to nie kreślenie byle kresek na papierze. Okazuje się, że na powstanie jednej garsonki składa się wiele czynników. Każdy dobry projektant podczas przenoszenia swojej wizji na papier musi pamiętać o dokumentacji techniczno-technologicznej, na którą składają się rysunek modelowy, rysunek techniczny, opis projektu, tabele itd. Stylista przy tworzeniu całego zamysłu musi znać i mieć na uwadze dokładne proporcje sylwetki swojego modela. Ciekawostką jest, że owe proporcje możemy zmierzyć bardzo szybko, gdyż nasza sylwetka składa się z siedmiu wymiarów od naszej głowy w dół. Projektant musi również pamiętać o przyjętej metodzie konstrukcji. Okazuje się, że każdy kraj ma całkiem inne sposoby konstruowania. Szkielety francuskie, niemieckie czy angielskie różnią się od siebie detalami, które każdy projektant musi znać. Na prelekcji padło pytanie: Jeśli w każdym kraju konstrukcje są różne, to jak są dopasowywane na ciał modelek? Mgr inż. Ostrowska nie czekała długo z odpowiedzią. Modelki po prostu są uniwersalne i muszą się mieścić w przyjętym kanonie wymiarów, czyli stereotypowe 90-60-90. Od konstrukcji ubioru oczywiście zależy bardzo wiele, ale jest jeszcze druga strona medalu, a mianowicie modelowanie. Jeśli inżynier źle wybierze tkaniny oraz nieprecyzyjnie wymodeluje swój prototyp, to cała praca konstrukcyjna pójdzie na marne.

Młodzi zdolni i niespodziewany koniec

Elżbieta Ostrowska ukazała nam kilka owoców pracy młodych projektantów. Były to profesjonalne zdjęcia dzieł konkursowych, których laureatami, jak się później dowiedzieliśmy, byli student łódzkiej ASP oraz studentka Krakowskich Szkół Artystycznych. Po półgodzinnym przedstawieniu mgr inż. Ostrowska zakończyła wykład. Nie był to jednak koniec wydarzenia. Niemałym zaskoczeniem była krótka przemowa starszego pana, który opowiedział wszystkim o sposobie farbowania tkanin w czasie II wojny światowej oraz związanej z tym przygodzie z esesmanką. Ten ciekawy akcent zakończył wykład.

Relację z imprezy przygotowała

Angelika Cebula (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)


 

Dlaczego senniki kłamią, czyli co nauka mówi nam o sobie

 

Czym jest sen? Jakie funkcje pełni w naszym życiu? Z jakich faz się składa? Ile powinniśmy spać? Na te i wiele podobnych pytań młodzież z łódzkiego liceum uzyskała odpowiedź podczas bardzo interesujących zajęć.


9 kwietnia w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego odbyły się warsztaty dotyczące snu. Uczestnikami byli uczniowie klasy drugiej o profilu biologiczno-chemicznym z II Liceum Ogólnokształcącego im. Gabriela Narutowicza w Łodzi. W czasie tego spotkania przedstawiono, na czym polega funkcja snu w życiu każdego człowieka. Wszyscy zgodzimy się z tym, że sen to bardzo przyjemna i naturalna czynność, choć niewielu wie, czym tak naprawdę jest i dlaczego tak bardzo go potrzebujemy. Większość ludzi zasypia w ciągu dnia choćby na chwilę, żeby zregenerować swój organizm, jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, jak krótka drzemka potrafi wpłynąć na nasze funkcjonowanie. Sen pełni wiele funkcji, z których najważniejszą jest właśnie funkcja regeneracyjna, pozwalająca nam zwiększyć efektywność energetyczną naszego ciała. Bardzo dobrze wpływa zarówno na naszą pamięć, zdolność logicznego myślenia, jak i samopoczucie.

Sen dzielimy na dwie najważniejsze fazy: I – sen płytki – NREM, w którym występuje głęboki wypoczynek, i II – sen głęboki – REM, to faza, w której sny są bogatsze. 

Ile godzin powinno się spać w ciągu doby? – takie pytanie uczestnikom zadała prowadząca. Licealiści odpowiedzieli, że około 7 godzin. Otóż okazuje się, że od 7 do 8 godzin powinny spać osoby powyżej 20. roku życia, natomiast nastolatkowie na sen powinni przeznaczyć 9 godzin. Ciekawostką jest to, że wiedzę przyswajamy najintensywniej, gdy przeplatamy ją snem.

Skąd się biorą sny i po co śnimy? Ten problem również bardzo zainteresował obecnych.
Na spotkaniu młodzież dowiedziała się, że często śni się nam coś podobnego do tego , co przeżyliśmy w ciągu dnia. Dlaczego? Jedna z teorii, którą przedstawiła prowadząca warsztaty, mówi, że sen może nas przygotować na kolejne doświadczenia, jest również poszukiwaniem rozwiązań emocjonalnych lub – według Freuda – sny są manifestacją naszych nieświadomych pragnień seksualnych.

Co zakłóca nasz sen?

Sen powinien odbywać się w dobrych warunkach, zakłócić mogą go hałas (nawet jeśli nas nie budzi), światło i alkohol, który zmniejsza ilość snu REM i powoduje częstsze występowanie koszmarów. Bardzo ciekawą i wartą zastanowienia sprawą okazała się sztuka drzemania. Według jej zasad:
10-20 minut – drzemka, która jest optymalna dla organizmu,
30 minut – może zakłócić funkcje poznawcze po przebudzeniu,
60 minut – sen głęboki,
90 minut – pełen cykl snu.

Największe zainteresowanie młodzieży wywołało pytanie dotyczące lęków nocnych i lunatykowania, albowiem okazało się, że kilka osób zmaga się z tymi problemami dość często. Lęki nocne powodują omamy wzrokowe albo poczucie jakiejś obcej postaci w naszym otoczeniu, gdy śpimy. Najstraszniejszym lękiem nocnym, według uczestników, jest paraliż senny, podczas którego nasze ciało jest sparaliżowane i nie możemy wydobyć z siebie nawet cichego pisku, czujemy ucisk na klatce piersiowej i widzimy na niej przerażającą postać. Częścią wykładu było pokazanie uczniom filmiku animowanego, by mogli zobaczyć, jak w poszczególnych krajach postrzegana jest taka zmora nocna.

Jeśli sen tak dobrze wpływa na procesy myślowe i naukę, to leżakowanie w przedszkolu nabiera większego sensu. Może powinniśmy do niego wrócić?

Relację z imprezy przygotowała

Patrycja Jaworska (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

 

 

10 kwietnia

 

 

Esquina del movimiento, czyli zapraszamy na

tradycyjny latynoamerykański targ

 

Z wizytą na targu latynoamerykańskim

 

Bajecznie kolorowe stroje, aromatyczne potrawy i niesamowite rękodzieło. Te i inne atrakcje czekały na odwiedzających 10 kwietnia Wydział Studiów Międzynarodowych i Politologicznych UŁ, gdzie zorganizowano targ latynoamerykański.

 

Spotkanie, poprowadzone przez dr Joannę Pietraszczyk-Sękowską oraz mgr. Tomasza Łapę, rozpoczął materiał filmowo-fotograficzny. Uczestnicy dowiedzieli się, że na targach Ameryki Łacińskiej znaleźć można różnorakie owoce, warzywa, ryby, tradycyjne potrawy i napoje, ale przede wszystkim rękodzieła zwane artesanía. Najpopularniejsze z nich to wełniane tkaniny, farbowane naturalnymi barwnikami.

 

Organizatorzy udostępnili do oglądania repliki i oryginały rękodzieł z własnych kolekcji. Korale z naturalnych i sztucznych paciorków, instrumenty, dewocjonalia, broń, naczynia… A także wspomniane wyżej tkaniny oraz tradycyjne stroje. Wszystkie zachwycały zdobieniami i żywą kolorystyką.

 

Nie zabrakło również uczty dla podniebienia. Wielbiciele nowych smaków mogli spróbować ostrego guacamole z nachosami, pierożków empanadas, mocnej brazylijskiej kawy czy yerba mate. Podczas degustacji chętnie przyglądali się reprodukcjom kolonialnego malarstwa oraz pochodzącym z Ameryki Łacińskiej roślinom. Wielbiciele literatury mogli również zakupić książki najbardziej znanych autorów regionu, jak np. Julio Cortazar.

 

Latynoamerykański targ pewnie niejednego odwiedzającego zachęcił do zgłębienia wiedzy na temat kultur indiańskich i metyskich. I choć tego dnia za oknami padał deszcz, tam południowe słońce świeciło przez cały czas.

 

Relację z imprezy przygotowała

Ilona Perek (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

 Media społecznościowe jako narzędzie promocji

 

Sukces Facebooka, udane i nieudane kampanie reklamowe oraz storytelling to tylko niektóre z zagadnień poruszanych podczas czwartkowych warsztatów na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego.

media02

 

Czego można oczekiwać od mediów społecznościowych?

Podczas warsztatów mówiono między innymi o tym, iż nowe media cechuje błyskotliwość, ale bywają też zdradliwe. Zaangażowanie internautów nie idzie bowiem w parze z popularnością marki. Wiele osób wierzy, że obecność na Facebooku przełoży się na sprzedaż danej marki – jest to fikcją i mitem. Próbowaliśmy pokazać dziś uczestnikom warsztatów różne techniki prezentacji marki i uświadomić im, że są pewne ograniczenia – mówiła dr Małgorzata Karpińska-Krakowiak prowadząca warsztaty. Studenci mogli zapoznać się z przeróżnymi w formie, treści i odbiorze kampaniami reklamowymi – zaczynając od batonika czekoladowego, przez kiełbasę, a na firmie pogrzebowej kończąc.

 

Co jest istotą mediów społecznościowych?

Media społecznościowe to kolejne narzędzie, które stwarza środowisko do interakcji z konsumentem. Ta wymiana myśli opiera się na zindywidualizowanej, wirtualnej rozmowie, ale na masową skalę marki wykorzystują ją do promocji swoich produktów, przedsięwzięć a także wizerunku. Szczególnie popularne staje się ostatnio zjawisko storytellingu, czyli prowadzenia narracji. Reklama opowiada w ciekawy, barwny sposób jakąś historię (najczęściej powstania marki bądź zastosowania danego produktu), przyciągając tym samym uwagę odbiorcy, a zatem potencjalnego klienta. Historia kontynuowana jest na serwisach społecznościowych i rozwija się w długą, wielowątkową opowieść angażującą użytkowników.

 

Rusz głową

Podzieleni na grupy uczestnicy warsztatów mieli za zadanie stworzyć storytelling dla dwóch typów produktów – samochodu i mascary (dla niewtajemniczonych – to po prostu tusz do rzęs). Reklamy miały być nie tylko interesujące dla odbiorców, ale też bawić, zdumiewać i zawierać elementy grozy. Studenci będą pewnie długo wspominać historie o rzęsach przytrzaśniętych drzwiami od samochodu czy zamarzniętym citroenie z kluczykami w stacyjce. Okazało się, że praca nad kampanią reklamową może być zarówno okazją do rozwijania naszej kreatywności, jak i fantastyczną zabawą.

 

Relację z imprezy przygotowała

Anna Sałagacka (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

Gamifikacja – jak bawić, angażować

i zjednywać sobie konsumentów?

 

W XXI wieku mało kto zwraca uwagę na papierowe ulotki rozdawane na ulicy czy wkładane za wycieraczkę samochodu. Nie są funkcjonalne, nie przyciągają uwagi, nudzą, a tym samym są nieskuteczne – traktujemy je jak uciążliwe śmieci i bez skrupułów wrzucamy do kosza. Specjaliści od marketingu wymyślili więc nową metodę na pozyskanie zainteresowania konsumentów – gamifikację, która stała się bohaterką warsztatów poprowadzonych 10 kwietnia przez mgr. Artura Modlińskiego na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego.

Gamifikacja
Gamifikacja

 

Ciągła gra o klienta

Tematyka chwytów marketingowych jest obszerna, ale najnowszym trendem (i jednym z najskuteczniejszych) jest gamifikacja, polegająca na aktywnym udziale konsumentów w grze wymyślonej przez brand managerów. Taka forma komunikacji z klientami nie tylko nie powoduje znużenia, ale wzmaga też chęć uczenia się, uczestnictwa, zaangażowania i związania z marką.

Gamifikacja polega na zaprojektowaniu ciekawej gry lub aplikacji i udostępnieniu jej użytkownikom. Kolejnym krokiem jest wprowadzenie elementu rywalizacji oraz możliwości upubliczniania swoich osiągnięć, najczęściej na portalach społecznościowych, by gracze mieli dostęp do wyników swoich rywali, co dodatkowo motywuje do działania.

 

Zaangażowanie konsumentów = zysk

Chcąc zaangażować uczestników warsztatów, prowadzący również wprowadził element rywalizacji i przydzielał punkty za aktywność. Zmotywowani obiecaną nagrodą studenci chętnie przystąpili do pracy nad własną gamifikacją i skonstruowali kampanie promocyjne dla przykładowej sieci pizzerii. W zamian za czynny udział w zajęciach wszyscy otrzymali słodki upominek, a najaktywniejszy uczestnik obdarowany został publikacją na temat… technik marketingowych.

 

Warsztaty, dzięki swej odmiennej formie, rzuciły nowe światło na formy promocji stosowane przez marki, które coraz bardziej innowacyjnymi sposobami próbują zjednać sobie konsumentów, a tym samym zwiększyć wyniki sprzedaży.

 

Relację z imprezy przygotowała

Anna Sałagacka (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

 

 

Seks i Filozofia

 

Filozoficzne rozmowy o seksualności

 

Foucault, ręka pożerana przez mrówki, Freud, mężczyźni tańczący tango – to mogli zobaczyć wszyscy uczestnicy wykładu dr Joanny Miksy „Seks i filozofia”, który odbył się 10 kwietnia w budynku Instytutu Filozofii Uniwersytetu Łódzkiego.

 

Wydarzenie rozpoczęło się zgodnie z planem o godzinie 10:30. Już na początku wykładu uczestnicy dostali zadanie. Mieli oni wymyślić, z czym kojarzy im się seks. Padły takie propozycje, jak: przyjemność, nagość, intymność, a także przemoc i prostytucja. Po zabawie w skojarzenia następna część spotkania była już stricte wykładowa połączona z pokazem slajdów.

Na początku padło pierwsze nazwisko, które jest najważniejsze w grupie filozofów poruszających temat seksualności. Był to Michel Foucault. Z wykładu można było się dowiedzieć o presjach seksualnych. Jedną z nich był obrazowy ideał mężczyzny i kobiety. Filozof ów jako przykład opisał również seksualną presję polityczną, której przejawem były kuriozalne przepisy prawne z hiszpańskiego Toledo i Badajoz za czasów generała Franco. „Sukienka musi zakrywać kobiecie nogę poniżej kolana”, „Dziewczynki od dwunastego roku życia muszą nosić rajstopy”, „Właściciel lokalu ma prawo wyprosić z budynku parę okazującą swoje uczucia” – to tylko niektóre z nich.

Na pokazie slajdów uczestnicy wykładu mogli również zobaczyć rękę mężczyzny, która była pożerana przez mrówki. Miał to być symbol onanizmu ukazany w filmie „Pies andaluzyjski”. Innym śmiałym dziełem była fotografia ukazująca czaszkę, która została uformowana przez kilka nagich kobiet. Wykładowczyni opowiedziała także krótką historię francuskiego miasta Perpignan, do którego zjeżdżali się Hiszpanie w celu obejrzenia w tutejszym kinie śmiałych scen filmowych.

Sigmund Freud – to drugie znane nazwisko, które padło na spotkaniu. Omówiono jego stwierdzenia o seksualności, które zostały zawarte w pracy naukowej „Kultura jako źródło cierpień”. Wykład został również uzupełniony o humorystyczne memy internetowe z udziałem filozofów.

W trakcie zajęć (pomimo początkowych problemów z łączem internetowym) uczestnicy obejrzeli także dwa filmiki. Pierwszy przedstawiał pewne francuskie miasteczko ukazane w krzywym zwierciadle, kobiety odgrywały w nim role przypisywane mężczyznom. Ukazano, w jaki sposób wyglądałaby napaść na tle seksualnym, gdyby zrobiły to przedstawicielki płci pięknej na biednym Pierze. Drugi film pokazywał argentyńskie tango w wykonaniu… dwóch mężczyzn. Uczestnicy wykładu byli wyraźnie zdumieni pięknie wykonanym tańcem. Projekcja ostatniego filmu zakończyła zajęcia z półgodzinnym wyprzedzeniem.

Wykład został przez słuchaczy oceniony pozytywnie. – Bardzo fajnie było. Wykład może i był trochę chaotyczny, ale trudno było tyle informacji poskładać. Był interesujący. Najbardziej spodobały mi się filmy – powiedział student filozofii, który był obecny na zajęciach z „Seksu i filozofii”.

 

Relację z imprezy przygotował

Marcin Szcześniak (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


 

 

12 kwietnia

 

 

Koncert Chórów Akademickich

 

Muzyczna uczta dla uszu

 

Sala koncertowa Akademii Muzycznej w Łodzi wypełniona po brzegi nie tylko żądną artystycznych wrażeń publicznością, ale i wyjątkowymi dźwiękami.

 

Tak w dużym skrócie można określić koncert chóralny XIV Festiwalu Techniki, Nauki i Sztuki, który odbył się w sobotę 12 kwietnia w Łodzi. Podczas wydarzenia zaprezentowały się cztery chóry wykonujące utwory sakralne i świeckie, dawne i współczesne. Nie zabrakło też przebojów muzyki rozrywkowej

Jako pierwszy wystąpił Akademicki Chór Uniwersytetu Łódzkiego pod dyrekcją prof. Andrzeja Ryłki i jego córki Aleksandry Ryłko. Zespół zaprezentował pięć utworów, m.in. „Laudate Dominum” Sławomira Kaczorowskiego i „Lancia ch’io pianga” Georga Friedricha Haendla.

Kolejny na scenie pojawił się najliczniejszy spośród wszystkich Chór Uniwersytetu Medycznego w Łodzi dyrygowany przez prof. Annę Domańską, któremu na fortepianie akompaniował Jakub Czech. W repertuarze grupy pojawiły się m.in. utwory współczesne – Freddiego Mercury’ego „Bohemian rhapsosy” czy Brendana Grahama „You raised me up”. Na scenie zaprezentowali się również soliści – Jakub Modrzejewski i Magdalena Myjak.  

Przedstawicielem łódzkich uczelni niepublicznych był Akademicki Chór Kameralny Społecznej Akademii Nauk pod dyrekcją Renaty Banackiej-Walczak. Zespół istnieje od 2005 roku, a podczas sobotniego koncertu wykonał cztery utwory, sięgnął m.in. do muzyki Feliksa Nowowiejskiego, Billy’ego Joela czy Andersa Ohrwala.

Gościem specjalnym koncertu był Chór Kameralny MUSICA VIVA Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu dyrygowany przez prof. Marka Gandeckiego oraz jego asystentów. Zespół uważany jest za jeden z najlepszych chórów akademickich w Polsce, co potwierdza chociażby dziesięć głównych nagród przyznanych mu podczas konkursów chóralnych. W jego repertuarze znajduje się muzyka dawna, przełomu XIX i XX wieku oraz dzieła autorów współczesnych. Minirecital grupy objął dziewięć utworów, wśród których znalazły się np. wykonana dwukrotnie „Ubi caritas” w kompozycji Ola Gjeilo i Paula Mealora, „When you rise” Jacka Skowrońskiego czy wreszcie „Ocalić od zapomnienia” z repertuaru Marka Grechuty.

Koncert poprowadziła Justyna Czernik.

 

Relację z imprezy przygotowała

Paulina Czarnek (Dziennikarskie Koło Naukowe UŁ)

 


12-13 kwietnia

piknik naukowy FNTiS

 

Dziennik Łódzki

 


             

Partnerzy

 

 

Organizatorzy

Łódzka Rada federacji Stowarzyszeń Naukowo – Technicznych NOT

Wspierający